Odwiedza nas 77 gości oraz 0 użytkowników.
Z ambony na... ambonę
Rozmowa z księdzem kanonikiem Krzysztofem Kozłowskim – kapelanem ciechanowskiego Okręgu Polskiego Związku Łowieckiego, proboszczem parafii w Malużynie
Co robi kapelan Okręgu PZŁ?
Powiedziałbym, że mam sporo zajęć, związanych z pełnieniem tej służby. Koła łowieckie organizują uroczyste rocznice istnienia kół łowieckich, poświęcenia sztandarów, obiektów łowieckich, pamiątkowych tablic czy obelisków. Przy tych okazjach zwracają się do kapelana o posługę, polegającą najczęściej na odprawieniu mszy św. polowej bądź w jakimś obiekcie sakralnym. Rolą kapelana jest wspieranie życia duchowego w kręgach myśliwskich. Bywa też i ta trudna posługa, czyli towarzyszenie w ostatniej drodze.
Jak zostaje się łowieckim kapelanem?
Kapelanów ustanawia biskup ordynariusz, kierując się zwykle określonymi przesłankami. Tak chyba było i w moim przypadku. Od wielu lat, jako proboszcz parafii Malużyn, współpracowałem z myśliwymi. Najpierw z myśliwymi Koła Łowieckiego nr 1 z Warszawy, potem inne koła zaczęły mnie zapraszać do udziału we własnych uroczystościach. Zacząłem też organizować w Malużynie msze św. hubertowskie, zwykle w początkach listopada, na które przyjeżdżali myśliwi z Ciechanowa, a także z dalszych okolic: z Warszawy, z Olsztyna, Działdowa, Żyrardowa, Radzymina czy wielu innych miejscowości.
Okręgowy Związek Łowiecki w Ciechanowie zwrócił się do Biskupa Płockiego o ustanowienie kapelana, proponując moją osobę. Ksiądz Biskup zgodził się, mnie zaś ucieszyła oddolna inicjatywa myśliwskich kręgów, świadcząca o zaufaniu do mojej dotychczasowej posługi wśród myśliwych.
Chciałem jeszcze wrócić do mszy hubertowskich, które stały się pewną tradycją. Organizujemy je obecnie już w stałym terminie – w drugą sobotę listopada o godzinie 10,oo. Termin ten nie koliduje z przypadającymi w początkach listopada świętami zmarłych, kiedy to ludzie wyjeżdżają na groby bliskich, często do odległych miejscowości.
Widywałem księdza kapelana, jak po odprawieniu nabożeństw w czasie łowieckich uroczystości zdejmował ksiądz ornat i zakładał mundur łowiecki. Jest ksiądz myśliwym? Selekcjonerem może?
Myśliwym jestem od 1980 roku. Od kilkunastu lat mam uprawnienia selekcjonera. Myślistwo traktuję jednak bardziej jako okazję do odpoczynku, obcowania z przyrodą, niż do intensywnych polowań, polegających na pozyskiwaniu zwierzyny. Powiem szczerze – swego czasu zajęcie to bardzo pochwalił mój lekarz - kardiolog jako swoiste antidotum na dolegliwości serca. Zajęcia myśliwskie dają okazję do ruchu, pobytu na świeżym powietrzu, obcowania z przyrodą, co doskonale uspokaja. To wskazanie lekarskie, przynajmniej w moim przypadku, okazuje się skuteczne w procesie leczenia.
Jeśli chodzi o mundury, to – mówiąc żartobliwie – one mnie lubią. W latach 1970-72 byłem żołnierzem w kleryckiej jednostce wojskowej w Bartoszycach. Po święceniach kapłańskich najbliższym mundurem stała się sutanna. Z czasem przybył mi mundur strażacki. Jestem bowiem członkiem Ochotniczej Straży Pożarnej i okazjonalnie zakładam również ten mundur . Zdarza się, że wyjeżdżam do pożarów i choć w bezpośredniej akcji gaśniczej nie biorę udziału, chociażby z racji wieku czy stanu zdrowia, ale dodaję strażakom otuchy i wspieram ich duchowo. Dowódcy akcji ratowniczych często dziękują mi za obecność. Może też trochę moja obecność mobilizuje ratowników.
Ksiądz poluje? Jakoś trudno sobie wyobrazić duchownego z dubeltówką lub sztucerem, strzelającego do sarny czy zająca...
Łowiectwo jest zajęciem bardzo związanym z człowiekiem i powiedziałbym, że w obecnych czasach, kiedy człowiek musi wziąć odpowiedzialność za przyrodę – bardzo potrzebnym. Łowiectwo dziś to przecież szeroka działalność gospodarcza i ochroniarska zarazem, polegająca na utrzymywaniu w równowadze dziko żyjącej zwierzyny, a więc nie tylko na odłowach, ale na dokarmianiu oraz introdukcji. Sam każdej zimy buduję paśniki, rozwożę sól i dokarmiam zwierzynę, zwłaszcza bażanty, których powinno być w naszej okolicy więcej.
Poluję rzadko. Do saren nie strzelam w ogóle, bo sarna to królowa pól i lasów. Czasem strzelam do lisów i dzików, których ostatnimi czasy jest dużo i trzeba redukować ich liczebność, bo powodują szkody. Zwłaszcza dziki, które niszczą rolnicze uprawy.
Ale najczęściej bywa tak, że gdy zasiadam na łowieckiej ambonie, obserwuję przyrodę i modlę się, odmawiając cały różaniec, koronkę do Miłosierdzia Bożego, układam kazanie czy przemówienie. Zamieniam, mówiąc żartobliwie, ambonę kościelną na leśną, łowiecką, ale służy mi ona właściwie do tych samych celów – duchowego obcowania ze Stwórcą.
Powiem tak – prawdziwa radość z polowania trwa do momentu pociągnięcia za spust strzelby. Radość z obcowania z przyrodą, obserwacji zwierząt, ich życia, ich zachowań – dla ludzi to niezwykła, znakomita przygoda i wspaniała szkoła.
Ma ksiądz na plebanii jakieś łowieckie trofea: medalowe poroża, oprawione dzicze fajki czy wyprawione skóry?
Kiedyś udało mi się strzelić rekordowego w moim życiu odyńca. Ważył ok. 150 kg. Zachowałem jego fajki i szable. Wielkimi trofeami pochwalić się nie mogę, mam za to niezwykłe wspomnienia zdarzeń, których nie byłym świadkiem, których bym nie przeżył, gdybym nie był myśliwym. Pewnej zimy, a miało to miejsce w pobliżu Malużyna, ratowaliśmy klępę z dwoma łoszakami. Zwierzęta przechodziły przez Wkrę. Zbyt cienki lód załamał się pod nimi. Łosie znalazły się w pułapce. Z dużym trudem udało się nam wyciągnąć żywą klępę, młode zamarzły w lodowatej wodzie. Okryliśmy ją kocami i plandekami. Pamiętam niesamowity obraz. Klępa, gdy ogrzała się i doszła do siebie, próbowała ożywić swoje dzieci, pomrukiwała, zachęcając do wstania. Niestety... Ból matki po stracie dzieci był wyjątkowo widoczny. Była to niezwykła lekcja miłości w przyrodzie. A miłość zawsze jest zjawiskiem niezwykłym, pięknym i ciągle trzeba się jej uczyć. Nawet od łosi.
Zbiorowe polowania z udziałem księdza kapelana są... no, bardziej „delikatne”. Myśliwi mniej złoszczą się, gdy zwierzę ucieknie im spod lufy? Wypijają mniej jałowcówki po udanym miocie?
Niewątpliwie osoba kapłana, zwłaszcza łowieckiego kapelana na polowaniu, wpływa na subtelniejsze zachowanie myśliwych, wśród których są też ludzie z temperamentem. Łowczy koła, z którym jestem związany, nieraz podkreślał, że gdy uczestniczyłem w zbiorowym polowaniu, zarówno jego organizacja była sprawniejsza, jak też zachowanie myśliwych było bardziej układne. Przy kapłanie po prostu nie wypada rzucać „mocniejszym” słowem, co przecież czasem się zdarza.
Łowiectwo w ogóle – to etyczne zajęcie?
Tak, łowiectwo, trzymające się zasad prawnych i obyczajów, to zajęcie etyczne. Jeśli odstępuje od nich, przestaje być myślistwem – staje się brutalnym kłusownictwem lub wręcz barbarzyństwem. Zdarzają się wśród myśliwych, jak w każdym środowisku, przypadki postaw nagannych, zdarzają się nadużycia, ale są one piętnowane, zaś gdy zdarzenia te są cięższego kalibru – sprawcy są zawieszani w czynnościach myśliwskich lub wręcz wykluczani z szeregów myśliwych.
Myślistwo wiąże się z licznymi tradycjami i rytuałami. Sam fakt, że święty Hubert jest patronem myśliwych, ma jakieś znaczenie?
Myślistwo, zwłaszcza zorganizowane, jest w Polsce tak wiekowe, jak państwowość, a więc ma swoją bogatą tradycję, piękne obyczaje i swoiste rytuały. To właśnie połączenie w myślistwie owej tradycji i wynikających z niej obyczajów, z polowaniami oraz troska o las, o całą przyrodę, komponuje się w pewną piękną całość, której na imię polskie myślistwo. Pozwala uświadomić człowiekowi, że las, zwierzęta, cała przyroda, to dar od Boga, zaś człowiek jest tylko włodarzem, administratorem tego, co Stwórca mu powierzył. I musi być administratorem odpowiedzialnym. Stefan Żeromski, wybitny pisarz, napisał kiedyś taką myśl, że puszcza, a więc las, powietrze i woda, nie są ani moje, ani twoje, ani nawet nasze. One są po prostu święte. Dodam tu inną maksymę: Pan Bóg w swojej dobroci, jeśli się nawracamy, wybaczy nam zawsze, człowiek – niekiedy, zaś przyroda – nigdy. Trzeba stale pamiętać, że zlekceważenie przyrody, skrzywdzenie jej, mści się dotkliwie i czasami bardzo długo.Wspomniane łowieckie obyczaje, także patronat sprawowany przez świętego Huberta, uczą etycznego zachowania, uczą szacunku dla przyrody.
Tak przy okazji: kościół parafialny w Malużynie, gdzie ksiądz jest proboszczem, to cenny zabytek architektury i kultury narodowej. Nie ma kłopotów z jego utrzymaniem?
Kościół jest rzeczywiście pięknym i cennym zabytkiem na północnym Mazowszu. Gotycka część murowana pochodzi XV wieku, część drewniana z XVII. Ludzie powiadają, że z tego kościoła nie chce się wychodzić. Jest on obiektem naszej wielkiej troski. Jestem tu proboszczem od lat 20, Ostatnie dziesięć lat poświęciłem na renowację całej świątyni i jej wnętrza oraz porządkowanie otoczenia, by godnie obchodzić jubileusz 600-lecia parafii. Ten wspaniały jubileusz przeżyliśmy 5 czerwca br. pod przewodnictwem ordynariusza diecezji płockiej, księdza biskupa Piotra Libery, z udziałem bardzo znamienitych gości, m.in. naszych Parlamentarzystów.
Czy z racji funkcji łowieckiego kapelana, pełnionej przez proboszcza, malużyński kościół też pełni jakąś rolę w życiu myśliwskiego świata?
Świątynia stała się rzeczywiście ośrodkiem duszpasterstwa myśliwych. Wspominałem już o dorocznych mszach hubertowskich, podczas których dziękujemy Dobremu Bogu za dar pięknej przyrody. To tutaj odnawiamy nasze myśliwskie ślubowania, upraszając opieki Bożej za wstawiennictwem naszego patrona św. Huberta. Tutaj myśliwi z Okręgu ciechanowskiego obchodzili 85-lecie istnienia PZŁ. Z tej okazji myśliwi ufundowali obraz przedstawiający św. Huberta. Świątynia otrzymała też w jubileuszowym darze kinkiet, wykonany z poroża łosia i dwa żyrandole.
Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że myśliwi i ich rodziny chętnie tutaj przyjeżdżają, by się pomodlić, pobyć razem na uroczej malużyńskiej ziemi. Wdzięczny im jestem także za to, że chętnie pomagają w organizacji myśliwskich uroczystości liturgicznych. Liczni myśliwi przybywają po prostu porozmawiać z proboszczem- kapelanem o własnych i rodzinnych sprawach. Myślę, że świadczy to o zaufaniu, jakim mnie darzą – a ludzkie zaufanie to przecież wielki skarb ludzkiego życia i dlatego bardzo sobie cenię te spotkania.